Noc błogosławieństw

Czas mijał nieubłaganie. Od kiedy Ared został zmuszony opuścić rodzinną wioskę minęły 2 lata. Starszy z braci został obdarowany przez bogów synem. Był niesamowicie dumny z tego faktu. Pierworodnemu Styliana, przez wzgląd na zasługi jego ojca również wróżono wielką przyszłość.
Narodziny pierworodnego były wielkim wydarzeniem. W ciągu najbliższych tygodni, był to główny temat wszystkich rozmów i plotek wśród mieszkańców. I nie było w tym nic dziwnego. Stylian zdawał sobie sprawę, że od małego stawiany był za wzór dla innych dzieci. Szybko przyzwyczaił się do bycia w centrum uwagi, a jego kolejne osiągnięcia tylko pogłębiały podziw miejscowych dla jego osoby. Został najmłodszym druidem od wielu, wielu lat. Co więcej, przez wzgląd na swój ogromny potencjał i talent, ukończył szkolenie szybciej i z wyróżnieniem. Co niektórzy żartowali okrutnie, że ponieważ urodził się pierwszy, a talentu miał jak za dwóch, to pewnie on "zabrał" należny Aredowi przydział w magii, jeszcze w łonie matki. Młody druid jednak za każdym razem ostro ucinał takie rozmowy. Nie pozwalał nikomu źle mówić o swoim bracie.
Co więcej, w najbliższych dniach miał zostać wcielony w szeregi miejscowej rady. Było to ogromne wyróżnienie. W radzie bowiem zasiadało jedynie kilku, najsilniejszych druidów z wioski. I zazwyczaj nie można było marzyć o tym stanowisku przed ukończeniem trzydziestu sześciu lat. Stylian był o połowę młodszy. Wszyscy go znali, większość podziwiała. Niektórzy zazdrościli mu życia. Tak czy owak, był sensacją osady. A ta, nie miała ich zbyt wiele. Życie toczyło się tu spokojnie, monotonnie i w narzuconej wieki temu harmonii.
Dziecko przyszłego radnego rosło w oczach i z dnia na dzień stawało się coraz bystrzejsze. Mały Shane każdego dnia chętnie chłonął wiedzę, którą stopniowo przekazywał mu ojciec. Jednak przed ukończeniem piątego roku życia nie mógł rozpocząć szkolenia. Nawet pomimo swojego talentu. Lata mijały jednak szybko i już ledwo tydzień dzielił pierworodnego Styliana, od tego ważnego wydarzenia, jakim było rozpoczęcie treningu. Najpierw jednak czekała go Noc błogosławieństw.
Noc błogosławieństw była niezwykle ważną tradycją dla mieszkańców wioski. 
Rytuał ten przechodziło każde dziecko mające przystąpić do druidzkiego szkolenia, podczas pełni poprzedzającej ukończenie piątego roku życia. Dla młodego Shane'a ta była to dzisiejsza noc.
Na głównym placu ustawiono stoły, które uginały się pod ciężarem jedzenia, jakie miejscowe kobiety od kilku dni szykowały na tę okazję. Drzewa przyozdobione były kolorowymi wstążkami i wieńcami plecionymi z najróżniejszych roślin. Ścieżkę wiodącą pod posąg Matki Natury obsypano płatkami najpiękniejszych kwiatów, a wzdłuż niej ustawiono liczne świece, by podkreślić mistyczny charakter całej uroczystości. Plac powoli zapełniał się osadnikami, ubranymi w swoje najlepsze szaty. Większość zebranych ludzi miała na sobie ciemno-zielone togi i schludnie uczesane włosy. Wśród kobiet królowały naprzemiennie plecione warkocze lub koki, ozdobione kwiatami lub drobnymi gałązkami.
Procesję w stronę pomnika Matki rozpoczęło paradne wejście miejscowej starszyzny. Mężczyźni zajęli stojące miejsca po prawej stronie posągu. Następnie na tą samą drogę wkroczył Shane, mając po obu stronach swoich rodziców. Stylian pękał z dumy prowadząc syna, tak jak przed laty prowadził go jego ojciec. Prócz nich, ścieżką kroczyło jeszcze troje dzieci i ich rodzice.
Gdy już wszyscy mieszkańcy zajęli swoje miejsca, Najwyższy Kapłan stanął na środku placu – Drodzy błogosławieni w Naszej Matce! Dziś nasze święte szeregi zasilą te dzieci! – przemówił. –Do tej pory żyły beztrosko, spędzając swoje dni na zabawie. Dziś pod tym pomnikiem złożą świętą przysięgę, by od jutra pogłębiać swój talent w służbie Pani i całej natury! To wielki przywilej, ale i wielki obowiązek! – dokończył po chwili. Gdy wskazał dłonią na złotą misę, Stylian zanurzył w niej dłoń. Specjalną mieszanką ziół namaścił czoło syna. Po nim ten gest powtórzyli pozostali ojcowie, błogosławiąc swoje dzieci.
– Od dziś waszą najbliższą matką jest Matka Natura, oddajecie się pod przewodnictwo jej namaszczonego kapłana! Czy jesteście gotowi słuchać i być słuchanym? – Zabrzmiał poważnie głos duchowego przywódcy. – Jesteśmy gotowi! – Odpowiedziały pewnym głosem dzieci, tak jak zostały tego nauczone specjalnie na tą okazję. 
W nagrodę, każde z nich otrzymało od kapłana naszyjnik w postaci srebrnego drzewa, zawieszonego na skórzanym rzemieniu.
Po wręczeniu wisiorków, kapłan modlił się na głos jeszcze dłuższą chwilę, a pozostali radni odpowiadali chórem na jego zawołania. Shane wraz z matką zasiadł w końcu do stołu. W odróżnieniu od reszty, ławę dla wyróżnionych dziś dzieci, ozdobiono białym obrusem. Stylian, tak samo jak ojcowie pozostałej dwójki dołączył do kapłana, modląc się o pomyślność i zdrowie dla swojego dziecka.
Gdy minęła już część oficjalna, całą wioskę wypełniał śmiech i dźwięki muzyki. Mieszkańcy bez talentu magicznego, tak zwani "zwykli" w uroczystości takie jak te zazwyczaj zajmowali się obsługą stołów. Wyróżniali się wśród tłumu brązowym kolorem togi. Zieleń była zarezerwowana dla tych, którzy kroczyli drogą magii natury. Tej nocy nie było inaczej. Zwykli uzupełniali miód pitny i donosili podpłomyki. Pilnowali mięsiwa piekącego się na rożnie. Poza wykonywaniem tych obowiązków, w wolnej chwili, tak samo jak reszta zgromadzonych jedli przy wspólnym stole i weselili się razem z nimi.
Noc była bezchmurna. Księżyc w pełni jaśniał na niebie oświetlając ziemię swoim blaskiem. Było niemal tak jasno jak w dzień. Wokół wiał lekki wiatr, kołysząc delikatnie gałęziami drzew. Jednak cisza jaka późną nocą zapanowała w okolicy nie była zwyczajna. Nie było słychać szumu rzeki czy pohukiwania sów. Świerszcze też dawno zamilkły. Coś było nie tak. Jakaś złowroga aura wisiała w powietrzu. 
W przeciwieństwie do pozostałych, Stylian nie mógł spać tej nocy. Po części z ekscytacji, jaką wywołała u niego cała dzisiejsza uroczystość. Po części jednak dlatego, że coś ewidentnie spać mu nie pozwalało. Miał jakieś złe przeczucie. Na wszelki wypadek zbudził żonę, prosząc by pilnowała syna. Sam postanowił wyjść na krótki spacer, uspokoić błądzące myśli.
Księżyc jak gdyby przygasł. Przerażająca ciemność spowiła całą osadę. Nagle, gdzieś z głębi otaczającej wioskę puszczy, rozległo się wycie. Przeraźliwy, długi skowyt, niepodobny do żadnego jakie mogło wydawać jakiekolwiek leśne zwierze, zamieszkujące te tereny. Wkrótce z mroku w zaskakującym tempie wynurzyła się wataha dziwnych stworzeń. Wyglądem przypominały wilki, jednak większość poruszała się na dwóch, tylnych łapach. Wielkością dorównywały najwyzszym osobom w wiosce, jednak niektóre osobniki były znacznie, znacznie większe. Mieszkańcy zamarli z przerażenia. Ze spokojnego snu wyrwał ich krzyk Styliana, biegającego od drzwi do drzwi. Chciał zbudzić jak najwięcej osób i zwiększyć ich szansę na przeżycie. Przede wszystkim musiał obudzić druidów. Oni jedyni mogli tu teraz cokolwiek zdziałać. Ludzie w wiosce byli bezbronni. Cała ich wiedza opierała się głównie na pomocy, nie byli przyzwyczajeni do walki, nawet w celu własnej obrony. 
Rozpętał się chaos. Zewsząd dobiegały krzyki i odgłosy walki. Słychać było łamanie kości, płacz, błaganie o pomoc. W tym całym zgiełku wciąż powtarzano dwa słowa: Wilkołaki! Uciekać! 
Drogi spłynęły krwią. Widząc jak bestie rozpraszają się po całej wiosce, Stylian próbował wszystkich znanych zaklęć aby je powstrzymać. Jednak bezskutecznie. Gdy w powietrzu rozległ się krzyk jego żony, zerwał się na równe nogi i czym prędzej pobiegł w stronę swojego domu. Jego umysłem targały najgorsze przeczucia. Wyważone drzwi oznaczały, że wilkołak dotarł do środka. Wpadając do głównej izby, dostrzegł monstrum pochylone nad ziemią. Niewiele myśląc, chwycił mocniej swój kostur i wzmacniając się zaklęciem zamachnął się. Bestia zachwiała się i opadła na podłogę. Nie był pewien czy siła uderzenia była wystarczająca, aby go zabić. Jednak był w stanie odciągnąć wielkie cielsko na bok i przyjrzeć się rodzinie. 
Głos ugrzązł mu w gardle, a do oczu napłynęły łzy. Nie był na to gotowy. Dla jego żony nie było już nadziei. Przyjęła na siebie potężne uderzenie ostrych pazurów, osłaniając syna. Plecy miała rozorane, pełne głębokich ran. Leżała martwa, zasłaniając sobą chłopca. Jej ofiara jednak nie poszła na marne, przynajmniej nie całkiem. Shane leżał na ziemi, poturbowany, z widocznymi śladami po ugryzieniu. Miał niewielkie szanse, ale jakieś były. Młody druid chwycił syna i czym prędzej ruszył z nim w stronę lasu. Nie oglądał się za siebie. Teraz liczył się dla niego już tylko Shane. Biegnąc na oślep nagle usłyszał dźwięki, jakby ktoś nadbiegał od strony lasu. Ujrzał Areda zlanego potem, całego białego jak ściana. Przybiegł na pomoc, gdy tylko usłyszał plotki o grupie zmiennokształtnych, kiedy polował w okolicy Yew. Jednak podróż zajęła mu zbyt wiele czasu. Wiedzieli, że nie mogą zawrócić, jeśli nie chcą zginąć jak reszta. Biegli więc, póki starczyło im sił. 
Po tej krwawej nocy, nie mieli już nic. Stylian nigdy nie przypuszczał, że jego spokojne, pełne harmonii życie może zakończyć się tak brutalnie, zaledwie w ciągu jednej nocy. Jedyne co im pozostało, to nazwisko klanu. De'La Verde. Jednak Ared, chcąc odciąć się od tragicznych wydarzeń pamiętnej nocy przyjął własne. Wybrał nazwisko panieńskie matki, która była szlachetnie urodzoną kobietą i dbała o obyczaje i maniery swoich synów. Ared nie chciał żyć przeszłością, a nowe nazwisko oznaczało dla niego nowy początek. Stylian nie miał mu tego za złe. Nawet ojciec odwrócił się od chłopca, kiedy zapadła decyzja o wygnaniu. Nigdy nie był przez niego traktowany tak dobrze, jak starszy brat. Dlatego trudno było się dziwić myśliwemu, że woli o wszystkim po prostu zapomnieć. 
Jednak to nie kwestia nazwiska była teraz najważniejsza. Shane został zarażony. Jego ojciec wychodził z siebie aby wyleczyć syna z tej dziwnej przypadłości, zwanej likantropią, jednak żadna magia którą znał nie dawała jej rady. Miesiąc po okrutnych wydarzeniach w wiosce, sam przeszedł przemianę i stał się jednym z wilkołaków. Jedynie dzięki wielkim wysiłkom włożonym w zaklęcia ochronne Styliana, nie czuł w sobie żądzy mordu. Zachował swoje ludzkie cechy i nauczył się panować nad nową formą. W żadnym stopniu nie przypominał bestii, które odpowiedzialne były za koniec jego klanu. Oboje braci starało się ułożyć chłopca i zapewnić mu w miarę normalne życie. Przede wszystkim musieli się ukrywać. Gdyby wilcza natura Shane’a wyszła na jaw, zaczęto by na niego polować. Stylian nie mógł sobie pozwolić na to, by stracić syna. O ile Stylian odpowiadał za kwestię magicznej ochrony i spraw ogólnie duchowych, o tyle Ared uczył chłopca polować i pożywiać się leśną zwierzyną. Z czasem włosy chłopca zmieniły się z jasnych blond na całkiem czarne. Odpowiadały barwie futra jakie nosił w trakcie swojej przemiany. 
Czas mijał, a owa trójka nadal nie mogła znaleźć sobie miejsca do życia. Przynajmniej do momentu, aż do ich uszu dotarła wieść o nowej osadzie. Podobno zamieszkiwali ją barbarzyńcy, ale wśród nich znajdowali się również szamani. Szamani również byli znani z władania magią natury. Jednak w przeciwieństwie do druidów, nie zwracali większej uwagi na ład i harmonię, a wykorzystywali moc dla własnych, często egoistycznych potrzeb. Ared osobiście wolał tą opcję.
Myśl, że wreszcie po latach tułaczki, mają szansę znaleźć kawałek miejsca dla siebie dodawała im otuchy. Wyruszyli więc razem, chcąc zacząć nowe życie. Całą trójką mając nadzieję na lepsze jutro.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Narodziny Światła

Sala Przejścia

Biały Jeleń